Sonntag, 25. Okt 2009, 20:03
Jak mówi mi wszechwiedzący last.fm głównym gatunkiem muzyki jakiej słucham jest industrial. Oczywiście bardzo szeroko rozumiany, bo generalnie to olbrzymie pole do orania, ale jak już tak jest - no to przydałaby się recenzja czegoś industrialnego. Pisać o Nine Inch Nails byłoby dosyć bezsensowne, ponieważ jest to taka marka, której polecać nie trzeba. Idąc w drugą stronę opowiadać o (wg mnie) niezbyt industrialnym (ale wg last.fm owszem) Pusciferze również byłoby opowiadaniem o zespole znanym wszem i wobec osobom zainteresowanym. Więc co można polecić szerszemu gronu odbiorców? Ano wpadłem na pomysł, by polecić moje niedawne muzyczne odkrycie: Celldweller.
Zespół ten wielkiego dorobku wydawniczego nie posiada, ponieważ generalnie wydał jeden album, o którym tutaj mowa. Nad tytułem panowie również wielce się nie głowili, bo nazwali płytę po prostu "Celldweller". A teraz słów kilka o tym co nam ona oferuje, czym zaskakuje i przede wszystkim: dlaczego warto ją polecić.
Może zacznę od końca. Polecić warto przede wszystkim ze względu na pojedyncze perełki, które naprawdę mogłyby z powodzeniem robić za power play w radiach. Mowa tutaj głównie o "Switchback" - od którego zresztą zacząłem przygodę z Celldweller. Kawałek mocno osadzony jak dla mnie w nu-metalu, aczkolwiek z bardzo industrialną barwą dźwięku, rytmu i ogólnego nastroju. Ale równie dobrze w radio poradziłyby sobie "Frozen" czy "One Good Reason". Jest jeszcze jeden olbrzymi atut muzyki, którą prezentuje Celldweller. Płynie z niej olbrzymia i odczuwalna energia. Powoduje ją przede wszystkim bardzo charyzmatyczne przedstawienie kompozycji, ale również śmiałe skakanie po różnorakich gatunkach. Ale o tym za chwilę. Wielką zasługą in-plus jest na albumie również kilkanaście krótszych utworów, czasami typowych przerywników 'bez tytułu', a czasami niezłych utworów balansujących na granicy muzyki elektronicznej, a nawet d&b (mam tu na myśli choćby "The Stars Of Orion").
Wspomniałem o 'skakaniu po różnych gatunkach' no więc temat nieco rozwinę. Za obiekt udowadniania owego 'skakania…' obrałem chyba najjaśniejszą tego ilustrację muzyczną, a mianowicie "The Last Firstborn". Utwór dosyć długi, bo trwa około 7 minut (tak, na tą płytę to nawet najdłuższy kawałek), zawiera w sobie naprawdę wiele. Zaczyna się niczym typowy nu-metalowy kawałek, który z powodzeniem mógłby nagrać System Of A Down, Korn czy Linkin Park. Ale już jakoś po 45 sekundach przeradza się sprytnie i zwinnie w jakieś dark-elektro. Po czym znów wraca do nieco hard core'owych flirtów. I tak co jakiś czas. Jest tutaj elektroniczna schiza, jest metalowe krzyczenie, rockowe plumkanie na gitarze, nu-metalowe inspiracje, a zaryzykuję nawet stwierdzić, że i progresywna muzyka tutaj ma co nieco do powiedzenia! Jednym słowem.. w sumie to dwoma: Świetny utwór.
Całościowy szkielet albumu jest wg mnie majstersztykiem. Kilka mocniejszych utworów, zwolnienie, przerywnik, znów mocniejsze uderzenie. I taki schemat powtarza się ze 3-4 razy, ale naprawdę buduje niezły klimat. Aż chce się przytupnąć nogą, tym bardziej, że co jakiś czas zespół serwuje nam naprawdę utwór nadający się na nu-metalowo-industrialny hit!
Połączenie kilku nowoczesnych wynalazków muzycznych w całość (a trzeba zaznaczyć, że z różnych źródeł Celldweller brał inspiracje - co zresztą słychać) sprawdza się tutaj naprawdę wyśmienicie. Każdy spragniony ostrego łupania nie zawiedzie się na albumie, a miłośnik nu-metalu również odnajdzie coś dla siebie. I mimo wszystko całość pozostaje dla mnie nadal industrialem, mimo tego, że przypomina Stone Sour, Korna, LP… niech przypomina, ważne, że tym nie jest!